Poznaj kulisy powstawania muzyki do filmu „Orzeł. Ostatni patrol” w EC1 Łódź.
7 października 2022
Od początku znałem koncepcję reżysera dotyczącą udźwiękowienia i muzyki w filmie – „Orzeł” ma posiadać swój oryginalny głos, a muzyka, która dopełnia obraz, nie ma być ilustracyjna, tylko ma wtapiać się w film, tworząc dodatkową warstwę odniesienia do samego okrętu i jego zachowania. Poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko. — mówi debiutujący autor muzyki do filmu, funkcjonujący pod pseudonimem Tumult.
Obiektem, w którym pozyskiwano znaczną część nagrań muzycznych, było EC1 Łódź –elektrownia z początku XX wieku, która po rewitalizacji została zaaranżowana na centrum kulturalno-naukowe. W trakcie pandemii obiekt był nieczynny dla zwiedzających, co pozwoliło na nagranie oryginalnych, niepowtarzalnych dźwięków, wydobywanych z dawnych urządzeń, które obecnie są tylko ekspozycją muzealną.
— Poszukiwałem odpowiednich brzmień, które mogłyby pasować do „Orła”, które dopełniłyby świat dźwięków okrętu podwodnego. Zależało mi, aby ta muzyka miała w sobie smak stali i tym samym stała się integralną częścią świata w jakim osadzona jest akcja filmu. Obiekty w EC1 Łódź wzbudzane były dźwiękowo często w niekonwencjonalny sposób. Na przykład dźwięki syntezatora były emitowane przez wibracyjne głośniki, które przykładałem do metalowych obiektów, dzięki czemu wzbudzały się one w rezonans. Potem zacząłem eksperymenty z instrumentami akustycznymi, muzyką chóralną, orkiestrową, przepuszczając je przez stalowe obiekty, co nadawało im niepowtarzalnego brzmienia. Celem było, aby muzyka w filmie była jakby przefiltrowana przez samego „Orła”.
Jedną z niesamowitych przestrzeni w EC1 Łódź był komin o wysokości około 70 metrów. — Poszukiwałem miejsca, które generuje niezwykły pogłos, bardzo długi, taki, który pod wpływem uderzenia rozbrzmiewa w nim nawet kilkadziesiąt sekund! Zainstalowaliśmy mikrofony na różnych wysokościach tego komina na 10, 40 i 70 metrach. Potem z różnych miejsc generowaliśmy dźwięki, które komin przetwarzał na swój oryginalny sposób. — tłumaczy kompozytor. Wszystkie nagrania, zostały następnie przepuszczone przez syntezator modularny. Dla kompozytora muzyki filmowej tworzenie ścieżki dźwiękowej właśnie na takim urządzeniu to niezwykle trudna rzecz. Dlaczego?
— Ponieważ on jest niepowtarzalny. Raz wpięta konfiguracja działa w swój określony sposób, jeśli jednak zmienię umiejscowienie kabli, dokonam nawet minimalnej kalibracji pokręteł, to trudno jest wrócić do miejsca, z którego się zaczęło. Efekt jest uchwytny tylko w danym momencie, tu i teraz. Nie da się go po czasie powtórzyć ani poprawić. Trzeba rejestrować każdą sesję i parować ją w czasie rzeczywistym z filmowym obrazem. To bardzo czasochłonny i wyczerpujący proces. Dzięki temu jednak ścieżka muzyczna „Orła” ma bardzo unikalny charakter. Brzmi trochę jak z filmu science fiction, bo i sama sceneria tego filmu, okręt zanurzony w morskiej otchłani, do tej stylistyki nawiązuje. — tłumaczy Tumult.
Eksperymenty muzyczne realizowane przez kompozytora o pseudonimie Tumult stapiają się w filmie z sound designem, nad którym czuwał Radek Ochnio, tworząc wspólnie integralną całość. Nie znamy prawdziwego brzmienia „Orła”. Nie jesteśmy w stanie dokładnie odtworzyć jego silników, pomrukiwań – to jest w ogóle inna rzeczywistość. Rzeczywistość sprzed prawie 100 lat. Dźwięki pozyskane w EC1 Łódź i przepuszczone przez syntezator modularny, stały się jego głosem. Czystą kreacją.
„Orzeł. Ostatni patrol” w kinach od 14 października